
Przedwojenne szkoły uczyły i wychowywały zupełnie inaczej niż dzisiejsze. Inne były też środki dydaktyczne, a baza lokalowa nie grzeszyła schludnością. Ówczesna edukacja miała zdecydowanie więcej problemów niż dzisiejsza.
Idealnym produktem sądeckich szkół i wymarzonym uczniem każdego nauczyciela był inteligent. Gładki dobrze ułożony pan, umiejący się zawsze znaleźć właściwie, dobrze wysłowić, znający znakomicie wszelkie formy, przepisy ustawy, pokrywający umiejętnie doskonałością formy brak lub niedostatek treści, a często i pustkę ducha, pan, którego ideałem urzędnicza kariera i pensja rządowa – pisała o nim Irena Homola. Oprócz inteligenta absolwent szkoły winien być patriotą.
Kształtując te postawy młodych ludzi w międzywojniu dzieci uczniowie występowali w wieczorkach patriotycznych, m.in. w „Sokole”. Często swoimi zdolnościami wspierano potrzebujących – uczennice Szkoły Żeńskiej im. św. Jadwigi podczas występu w 1932 r. zebrały fundusze dla dzieci ze Śląska Cieszyńskiego. Inaczej kończył się rok szkolny – na zakończenie nauki w dzisiejszej Szkole Podstawowej nr 2 odbywała się zabawa na podwórzu, która była połączona z loterią fantową, a dochód przeznaczano dla ubogich.

Dyrektorka szkoły żeńskiej pisała, że celem jej szkoły jest wychowanie dobrej obywatelki Rzeczpospolitej. W ten sposób, już od XIX w. miasto z dziećmi organizowało wydarzenia poświęcone bohaterom narodowym. Powtarzały się one także z okazji Święta 3 Maja, rocznic powstańczych, a w okresie międzywojennym przy okazji świąt związanych z Piłsudskim lub Mościckim. W tym czasie dzieci odwiedzały także koszary wojskowe, aby pokazać jak żyje i jak pracuje nasz żołnierz. Nauczycielka kupowała przy tej okazji aż 500 papierosów dla wojskowych… Dziś może to niezbyt wychowawcze, ale przed wojną zupełnie normalne.
Uczniowie żyli pod ogromną presją wyników, które regularnie sprawdzali rodzice. Szczególnie obserwowani byli gimnazjaliści. Nie ma się co dziwić: często szkoła była płatna, a uczniowie spoza miasta musieli płacić jeszcze za stancję. To wszystko sporo kosztowało. Niektóre dzieci nie wytrzymywały presji rodzicielskiej i zdarzały się nawet próby samobójcze, na całe szczęście nieliczne. Generalnie wyniki jednak były dobre: w sądeckich gimnazjach promocję uzyskiwało ok. 69% uczniów, a w szkołach powszechnych nawet 92% dzieci.
Uczniowie Gimnazjów w przyszłości mają stanąć w szeregach wzorowych obywateli. W tym celu musieli przestrzegać precyzyjnego „Regulaminu zachowania się uczniów”. Na zajęciach gimnazjalista miał pojawić się 10 minut przed dzwonkiem, a opuścić szkołę 15 minut po zakończeniu lekcji. Nie zezwolono chodzić po szkole w tych samych butach, jedynie w pantoflach. Zakazano także biegania po szkole. Ponadto uczeń musiał zachowywać się poza szkołą. Z godnością ucznia nie licuje używanie ordynarnych słów i wyrażeń – zapisano. Wałęsanie się gromadne po ulicach i ogrodach, wystawanie w bramach domów, czy w westybulu na dworcu kolejowym było niedozwolone. W roku szkolnym uczniowie mogli być na zewnątrz do 18:30 zimą, w lecie do 19:30, a w wakacje do 20:30. Nauka tańca przeznaczona była tylko dla najwyższych klas i to za zgodą dyrekcji. Takiego dokumentu potrzebował uczeń, który chciał być czytelnikiem biblioteki innej niż miejska. Zakazano angażowania się w stowarzyszenia, manifestacje i organizacje. Zabroniono uczęszczania do kawiarni, barów i cukierni, sal bilardowych, na „dansingi”, i do jakichkolwiek publicznych lokali. Zakazano uczestniczenia w festynach, zabawach i spotkaniach.

Gimnazjaliści, jeszcze od czasów austriackich musieli ubierać mundurki. Dzięki nim każdy wiedział do jakiej szkoły chodzą. Na ich naramienniku znajdował się czerwony pasek, który stanowił oznaczenie szkoły. Klasy znaczono srebrnymi paskami. Obowiązkowa była rogatywka z literką „G”. Reforma oświaty z lat 30. wymusiła zmianę umundurowania – pojawiły się granatowe ubrania w formie marynarki, a także zwykłe granatowe krawaty na białych koszulach. Na lewym rękawie, 5 cm nad łokciem, umiejscowiono tarczę z wyszytym numerem szkoły. Gimnazjaliści posiadali niebieskie tarcze, a licealiści czerwone. Nowe czapki przybrały formę „maciejówki”.

Jeżeli chodzi o zachowanie uczniów to niekoniecznie było takie święte. Dyrektor informował podopiecznych o wartościowych seansach w kinie, ważnych prelekcjach. Stwierdzono mianowicie, że uczniowie klas wyższych pozwalają sobie na palenie papierosów w miejscach ustępowych i że szerzą w ten sposób zgorszenie w odniesieniu do uczniów klas niższych – pisał jednocześnie dyrektor II Gimnazjum.
Trzeba zaznaczyć, że międzywojenni gimnazjaliści musieli sobie często radzić sami, żeby zapewnić sobie dochód, utrzymanie i pieniądze na pomoce naukowe. Najczęściej służyły temu korepetycje. Niektórzy, aby mieć na zeszyty i ołówki łowili ryby w rzekach…. Całkiem inna szkoła, całkiem inni uczniowie.